|
Nawigacja |
|
|
Milno na Podolu Najnowszy użytkownik:
Karolinaserdecznie witamy.
Zarejestrowanych Użytkowników: 159 Nieaktywowany Użytkownik: 0
Użytkownicy Online:
Gości Online: 13
Twój numer IP to: 44.200.94.150
Artykuły | 331 |
Foto Albumy | 67 |
Zdjęcia w Albumach | 1883 |
Wątki na Forum | 47 |
Posty na Forum | 133 |
Komentarzy | 548 |
|
|
|
|
|
|
Logowanie |
|
|
Zagłosuj na nas |
|
|
|
cz.16 - Po latach |
|
|
Adolf Głowacki: "Milno - Gontowa. Informacje zebrane od ludzi starszych - urodzonych na Podolu, wybrane z opracowań historycznych i odtworzone z pamięci". Szczecin 2008 Część 16.
PO LATACH
Jest styczeń 2008 rok. Dokładnie przed 63 laty, rozpoczęło się nasze wygnanie i wędrówka z Kresów Wschodnich na Zachodnie. W warunkach rosyjskiego terroru i ukraińskiego barbarzyństwa, musieliśmy opuścić nasze domy, ojczystą ziemię i wyruszyć w nieznane.
Machina stalinowska parła na zachód i powiększała rosyjskie imperium o polskie tereny wschodnie. Z dnia na dzień okazało się, że to rosyjska ziemia i powinniśmy ją opuścić. Upychano więc zmęczonych i zmarzniętych ludzi do towarowych wagonów i wysyłano za Bug. Ból i poczucie krzywdy były duże. Oderwano nas od korzeni, zabrano naszą własność i nie wiedzieliśmy jaki nas czeka los. Teraz po latach, już bez emocji, tak samo oceniamy to dzieło. Było to bezprawie, grabież i podbój. Zwyczajny gwałt. Pozbawiono nas wszelkich praw i nie dano żadnych szans obrony.
Przesiedlenie w sumie okazało się korzystne, bo osiedlono nas na terenach bardziej rozwiniętych. Większe zabudowania, maszyny rolnicze, elektryczność, dostatek ziemi i uprzemysłowienie, to elementy na które Podole długo musiało by jeszcze pracować.
Ale to nie było nasze. Zakorzenione od pokoleń poczucie własności, miało w tym czasie decydujące znaczenie. Prawo własności i przywiązanie do ojcowizny, dominowało. To też nikt nie uznawał tego za trwałe rozwiązanie, lecz tymczasowość. Większość była przekonana, że prędzej czy później wrócą tu Niemcy, a my pojedziemy na swoje. Rosja zbyt dużo zła wyrządziła, by to tak zostało. Świat nie może pozwolić na takie bezprawie. Nie uświadamialiśmy sobie wówczas, że nowy podział Europy dokonany został przez Rosję, Stany Zjednoczone i Anglię. Że po porostu zostaliśmy sprzedani.
Nikt oczywiście nie siedział z założonymi rękami. Ludzie po latach głodu ziemi, z furią ruszyli w pola. Wkrótce każdy skrawek ugoru został zaorany i obsiany. Szybko zapełniły się budynki inwentarskie, stodoły i spichrze. Zniknął problem co do garnka włożyć i podać na stół.
Długo doskwierało wszystkim rozproszenie. Dawne sąsiedztwa, przyjaźnie, sympatie i inne związki, zostały pozrywane. Ludzi małymi grupami poupychano w obce zbiorowiska przesiedleńców, powracających z robót w Rzeszy i osadników z centralnej Polski. Była to mieszanina kultur, zwyczajów, tradycji i zachowań. Różnił je nawet język. Wszędzie potworzyły się grupy ze swoich stron, lub związanych regionami. Stwarzało to poczucie większego bezpieczeństwa. Bariery te okazały się jednak kruche. Od razu łamali je młodzi. Wiadomo, serce nie sługa. Sąsiedztwo, wspólne zabawy i lokalne sprawy, dość szybko zintegrowały tę mieszaninę.
Czas upływał, oswajał z nową rzeczywistością i przywiązywał do tej ziemi. Domy wypełnił gwar dzieci, a na cmentarzach obok niemieckich, pojawiły się nasze mogiły. To one uświęciły tą ziemię i związały nas z nią na dobre i na złe.
Gdy pojawiły się możliwości odwiedzania rodzinnych stron, ludzie ruszyli w drogę, by jeszcze raz stanąć na swoim podwórzu i przekroczyć próg rodzinnego domu. Wielu niestety mogło tylko postać w zadumie na pustym, porośniętym chwastami placu.
Maria Letka 164B, odwiedziła Milno w 1960 roku. Z pięknego Okopu w którym przeżyła wiele radości, nic nie zostało. Budynki rozebrano, drzewa wycięto, a teren zaorano. Po swoich zabudowaniach znalazła jedynie jeden większy kamień, na którym usiadła i gorzko zapłakała.
Władek Bieniaszewski 76G, był w Gontowie w 1977 roku. Po wiosce ślad nie został r11; wspomina. Stanąłem na naszej górze i patrzyłem. Dookoła cisza i pustka. Tylko krajobraz ten sam. Te same bliskie sercu wzgórza i doliny, pola i lasy. Stanęła mi przed oczami wieś tonąca w bieli kwitnących sadów, dzieciństwo, młode lata, dom, rodzice, bliscy, przyjaciele, sąsiedzi i znajomi. Wszystko jak żywe. Przy kościele odezwał się dzwon. Jego dźwięki wypełniły wioskę, przeleciały przez górę i zanikły w oddali. Najpierw pociemniało mi oczach, później coś chwyciło za gardło, wstrząsnęło mną i gorzko zapłakałem. Długo tak stałem, łzy płynęły, a z nimi ból i żal za rodzinną chatą, siołem i ojczyzną z której nas wygnano.
Krajanie choć byli świadomi, że już tam nie wrócą, mocno przeżywali zniszczenia, bo to wszystko zostało wzniesione ich ciężką pracą i kosztem skrajnych wyrzeczeń. Nie mogli się pogodzić z myślą, że nawet to co nie zostało spalone, niszczeje.
Na widok kościoła i plebanii zamieniających się w ruinę, każdemu wilgotniały oczy i coś chwytało za serce. My tutaj odbudowaliśmy każdy zniszczony kościółek niemiecki, a oni nawet tak pięknych budowli nie potrafią wykorzystać.
Dom Zaleskich 61B, znany był w Milnie z patriotyzmu. W Rogozińcu z kolei, często wspominano pulsujące życiem sioło. Szczególnie podkreślano powszechną tam radość, że było w nim bardzo wesoło. Ich syn Zbyszek (prof.KUL), jechał więc tam jak do Ziemi Świętej. Szedł drogą na której odciskały ślady pokolenia jego przodków, stanął na podwórzu udeptanym ich bosymi stopami, zajrzał do domu w którym mieszkali i zobaczył bombetel na którym spali. Zapalił lampkę babci pochowanej w stodole. Wstąpił też do ruin świątyni w której rodzice byli chrzczeni, przystępowali do pierwszej komunii i związali swoje losy na resztę życia. Bujna zieleń pokrywała rany sioła, więc pustkowie nie nasuwało zbyt przykrych doznań. Drugi raz był jesienią, która odsłoniła wszystkie blizny, a te przywołały ponure wydarzenia. Ta wioska- napisał do mamy r11; jest bez Was szara, pusta i smutna. Po prostu nijaka.
Maria Zaleska w czasie pobytu, zrobiła sporo zdjęć i opisała tę wycieczkę. Wyłania się z tego smutny obraz konającej Bukowiny. Trochę lepiej wygląda Kamionka. Ta wioska w niczym nie przypomina już tamtej żywej, przepełnionej ludźmi i rozśpiewanej osady. Jedynie jej zarys wtopiony w okoliczne wzniesienia, jest ten sam. Rozorane są miedze, znikła dawna mozaika pól, trawą porosły ścieżki, a chwastami, krzakami i sporymi drzewami, puste place po zagrodach. Trudno nawet dokładnie ustalić, dawne położenie gospodarstw.
Większość Ukraińców z zażenowaniem wspomina dawne wydarzenia. Zwalają winę na Baszuków i inne ukraińskie wioski, choć powszechnie wiadomo, ze większość należała lub popierała OUN-UPA. W.Ołeksiuk podaje w książce rZałoziecka Krainar1;, 28 nazwisk mileńskich banderowców. Jest to oczywiście tylko część pełnego stanu. Najbardziej pokrzywdzeni czują się przesiedleni z Polski, bo nic z tym nie mieli wspólnego. Mimo to, ich też nazywają rizunami. Niestety to odium kładzie się cieniem na całą Ukrainę, choć zawinili tylko nacjonaliści.
Z perspektywy lat, staramy się zrozumieć i obiektywnie ocenić to straszne dzieło. Zrozumiałe jest dążenie Ukraińców do utworzenia swojego państwa, ale cywilizowane narody osiągają to w walce z aparatem władzy przeciwnika, a nie z bezbronną ludnością. Dziś każdego zabójcę nazywa się mordercą, zbrodniarzem lub bandytą, a tego który dokona mordu ze szczególnym okrucieństwem, skazuje na dożywocie. Dawniej na śmierć. A jak można nazwać tych którzy robili to masowo i w taki sposób aby przedłużyć cierpienie? Same nazwy sposobów uśmiercania budzą grozę, a to są udokumentowane czyny organizacji mieniącej się Ukraińska Powstańczą Armią.
Za mordowanie cywilnej ludności w wojnie jugosłowiańskiej, na nieporównywalnie mniejszą skalę, winni sądzeni są przez Międzynarodowy Trybunał w Hadze, a banderowcy domagają się praw kombatanckich. Wstrząsające.
Wstrząsające jest również to, że Ukraińcy stawiają tym ludobójcom pomniki. W Milnie też taki stoi. Wasyl Ołeksiuk pisze, że w lesie na Kopani "powstańcy" mieli dwie kryjówki. Był to specjalny punkt łączności Wołyń-Karpaty. W jednej mieściło się dowództwo SB. 7.03.1945 roku zatrzymała się tam bojówka SB. Dowódca Michał Dec z Milna i kilku innych nocowała u Michała Łucyka. Reszta w ziemiance. Nad ranem otoczyli ich Rosjanie. "Chłopcy" bohatersko bronili się do ostatniego naboju. Wyskakujących z płonącego budynku polewano benzyną i palono. Grupa w ziemiance wysadziła się w powietrze. Zginnęło 18 powstańców i Łucyk z żoną. Teraz stoi tam pomnik upamiętniający bohaterów heroicznego boju. Uczestniczący w akcji Polacy (stribki) z Załoziec twierdzą, że wykończyli ich seriami z pepesz i granatami. Tych w ziemiance też.
W tym historycznym opracowaniu nie ma słowa o spaleniu tam przez tych bohaterów, jesienią 1944 roku, żony i córki Władysława Pomysa. Nie ma też wzmianki o spaleniu 130 budynków i zamordowaniu 35 Polaków w Milnie. Trudno się też doszukać opisu zagłady Gontowy. I taka jest prawda historyczna ukraińskich opracowań. Autor szczególnie podkreśla bohaterstwo banderowców i okrucieństwo Rosjan. Jest Śledztwa aparatu stalinowskiego rzeczywiście kończyły się utratą zdrowia, często życia i zawsze łagrami. Niedościgłe jest jednak okrucieństwo UPA, wcielające w życie obłędną, nacjonalistyczną ideologię mordu Doncowa. (przykłady strona 21).
Niemcy potępili hitleryzm, Rosjanie stalinizm, a Ukraińcy wciąż trwają na szańcach ponurej banderowskiej przeszłości.
Nasze władze dla strategicznego partnerstwa i pojednania narodów, marginalizują te sprawy. W ślad za tym, milczy też opinia światowa. Przywołujemy pamięć ofiar Katynia, obozów koncentracyjnych i łagrów, bo taka jest nasza powinność. A czy masowo mordowani na kresach nasi bracia, nie zasługują na pamięć ? Czy to nie nasza krew została tam przelana ?
Podstawą pojednania narodów może być tylko prawda, szczera obustronna spowiedź i potępienie złoczynów. Inaczej to tylko czcza gadanina.
Ukraińscy nacjonaliści za wszelką cenę usiłują zminimalizować rozmiary zbrodni. Twierdzą nawet, że były to jedynie epizody w walce z Niemcami i Rosją. Na szczęście zgromadzona dokumentacja dowodowa, nie daje szans pogrobowcom UPA, na zmianę oceny ich krwawego dzieła, które jak każde zło, prędzej czy później, będzie potępione. Zrozumiałe, że nie przynosi ono chwały Ukrainie, a prawda o rbohaterskich powstańcachr1;, degraduje ich do poziomu zwykłych bandytów.
My którzy przeszliśmy przez to, mamy obowiązek pamiętać i przekazać tę gorzką prawdę potomnym. Nie dla odwetu lecz dla przestrogi, aby już nigdy coś podobnego się nie powtórzyło. W Milnie o zbrodni ludobójstwa na narodzie polskim, przypomina ruina kościoła z okaleczonym siołem, w Gontowie zaś pustka i cisza zalegająca Gontowiecką górę.
Wielu ziomków porównując współczesną i kresową wieś twierdzi, że tam jedynie biedy było pod dostatkiem. To błędna ocena. Nie można porównywać dwóch różnych światów. Dzielą je bowiem lata i rewolucja techniczna. Ludzie żyli tam skromnie, ale bez zadry w sercu, bo taka była cała ówczesna polska wieś. Dokonania naszych przodków w tych skrajnie trudnych warunkach, zasługują na podziw i uznanie. Te osiągnięcia plasują ich w czołówce ówczesnego postępu społecznego.
Nie ulega wątpliwości, że przesiedlenie wyrwało nas ze strefy zagrożonej ubóstwem Stwarzało go duże rozdrobnienie gospodarstw i brak przemysłu. Tutaj dostatek ziemi i uprzemysłowienie, znakomicie poprawiły warunki bytowe. Mimo to, wielu tęskniło za tamtym uboższym życiem. Nawet biedni. Brakowało im atmosfery i radości życia kresowego sioła. Człowiek jak przesadzona roślina, musi to odchorować. Warunki materialne to tylko jeden z elementów ludzkiej egzystencji. Składa się na nią również przywiązanie do ojcowizny, rodzinnego domu, sioła, ludzi, tradycji, obyczaju, środowiska i krajobrazu. Duże znaczenie mają też związane z tym miejscem przeżycia, oraz poczucie własności i stabilizacji. W sumie młodzi szybko wrośli w tą ziemię, natomiast starsi długo wegetowali, a wielu mimo korzystnych warunków, nie zapuściło tu korzeni. Do końca żyli jak na obczyźnie i z nostalgią w sercu opuścili ten świat.
Tam przeżywali młodość, pierwszą miłość, zakładali rodziny i budowali domy. Tam zostawili prochy przodków, swoją ziemię, najpiękniejsze lata i część duszy. Tęsknili za starymi obyczajami, pogawędkami, zwieczorkami i urokliwymi pieśniami kresowymi. Za sąsiadami swoją świątynią i odpustami w Podkarmieniu. Tęsknili jak poeta który wyraził to słowami:
"Do kraju tego gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi, przez uszanowanie
Dla darów Nieba"
Tęskno mi Panie."
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
dnia kwietnia 09 2023 13:45:09
Z wielką ciekawością przeczytałem całość opracowania. Pięknie napisane ale i wstrząsające w swej treści. Teraz juz wiem o wiele więcej o Milnie i Gontowej. Pomimo tego, że nie miałem tu przodków, ale zostane tu na dłużej. Spodobał mi się klimat tej strony. To wzorowo prowadzona strona kresowa. Gratulacje dla autorów za zaangażowanie i mrówczą pracę!
Józek- skromny genealog spod Zielonej Góry |
|
|
|
|
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|