|
Nawigacja |
|
|
Milno na Podolu Najnowszy użytkownik:
Karolinaserdecznie witamy.
Zarejestrowanych Użytkowników: 159 Nieaktywowany Użytkownik: 0
Użytkownicy Online:
Gości Online: 1
Twój numer IP to: 18.97.14.83
Artykuły | 331 |
Foto Albumy | 67 |
Zdjęcia w Albumach | 1883 |
Wątki na Forum | 47 |
Posty na Forum | 133 |
Komentarzy | 548 |
|
|
|
|
|
|
Logowanie |
|
|
Zagłosuj na nas |
|
|
|
cz.13 - Lata bezprawia, mordu i pożogi (6) |
|
|
Adolf Głowacki: "Milno - Gontowa. Informacje zebrane od ludzi starszych - urodzonych na Podolu, wybrane z opracowań historycznych i odtworzone z pamięci". Szczecin 2009 Część 13.
LATA BEZPRAWIA, MORDU I POŻOGI (6)
To czego Ukraińcy nie zrobili za okupacji niemieckiej, nadrabiali z nawiązką za władzy sowieckiej. Ta z kolei wszędzie silna, tutaj była bezradna. Nie mogła zabezpieczyć życia rodzinom tych, którzy razem z nimi walczyli na froncie.
Wiadomo było, że Polacy nie zechcą dobrowolnie opuścić ojcowizny, należało więc wywrzeć nacisk. Terror i zagrożenie życia, zawsze były skuteczne. Rosjanie na każdym kroku przypominali Polakom, że ich miejsce jest za Bugiem. Dawali też do zrozumienia, że na rozległych terenach Sybiru mają dużo miejsca. A nie były to czcze pogróżki. W tych sprawach sowieci byli prawdomówni. Dobrze pamiętaliśmy masową deportację Polaków na Sybir w latach 1940 - 1941. Kilka aresztowań i zsyłek do łagrów potwierdziło, że Rosjanie nie zmienili metod. Stalin się śpieszył. Chciał postawić koalicjantów przed faktem dokonanym. Przy tych zamierzeniach, wzmożona działalność UPA była mu bardzo na rękę.
Efekty tej strategii przerosły chyba nawet sowieckie oczekiwania. W styczniu pod urzędem ewakuacyjnym, stała już długa kolejka po karty ewakuacyjne i przydziały do transportu. Nie byli nawet w stanie dostarczyć odpowiedniej ilości wagonów do przewozu przesiedleńców. Wiele transportów pochłaniał im jeszcze front i nie mało wagonów potrzebowali, aby przewieźć do Rosji zdobycze wojenne.
W połowie stycznia 1945 roku, kolumna wozów ze skromnym dobytkiem, starcami i dziećmi oraz prowadzonymi za nią zwierzętami, wyruszyła na stację do Zborowa. Tam to wszystko wtłoczono do nie ogrzewanych towarowych wagonów i 20 stycznia pierwszy transport ruszył do Przemyśla. Wygnańców osiedlono w Buszkowicach, Batyczach, Bolestraszycach, Orzechowicach i Małkowicach.
30 stycznia, drugi transport odjechał w kierunku Tomaszowa Lubelskiego. Drugiego lutego zatrzymał się w Bełżcu. Ludność została rozlokowana w Łosińcu, Wólce Łosinieckiej, Kunkach, Pasiekach, Korhyniach, Rogóźnie, Zabałdach (Sabaudia) i Majdanku. Trzeci transport który dotarł do Bełżca 15 lutego, osiedlono głównie w Wierszczycy i Jarczowie.
Trzeba przyznać, że trzy pierwsze transporty były sprawnie obsłużone. Wszy nas dopadły, ale nie poucztowały długo. Resztę Polaków z Milna i Gontowy, przetransportowano na stację w ostatnich dniach stycznia i w lutym. Tam na rampie pod gołym niebem, w nieludzkich warunkach, o głodzie i chłodzie, czekali dwa miesiące na podstawienie wagonów. Trawiły ich wszy i choroby. Z wycieńczenia, zimna i głodu zmarła Anna Zając z dwiema córkami. Trzecia Stefania dojechała na zachód, ale schorowana też wkrótce zmarła.
Władza ludu pracującego i tu pokazała swoje prawdziwe oblicze. To że w tych warunkach wielu zachoruje i nie przeżyje, dla Rosjan nie miało żadnego znaczenia. Stalin dla realizacji swoich nieludzkich zamierzeń, poświęcał miliony.
Wagony podstawiono im dopiero pod koniec marca i w kwietniu. Transporty z tymi nędzarzami, skierowano bezpośrednio na Ziemie Odzyskane - jak nazywano wówczas tereny poniemieckie. Najwięcej osiedlono ich koło Zbąszynia, Kluczborka i Gliwic.
5 maja ogłoszono zakończenie wojny. Zapanowała powszechna radość. Po sześciu latach bezprawia, zniszczeń, przemocy, tułaczki i zagłady, nareszcie pokój. Spokojne noce i normalne życie. Każdy poczuł jakby się na nowo narodził. Radość niestety przesłaniał też smutek. Wielu utraciło swoich bliskich, a my również domy. Byliśmy wygnańcami.
Dla grup osiadłych koło Przemyśla i Tomaszowa Lubelskiego nie zakończył się tułaczy los. Po zakończeniu działań wojennych, władze zaczęły zachęcać do przesiedlania w rejon Przemyśla, a nieco później na Ziemie Odzyskane. Kuszono dobrą ziemią i dużymi samodzielnymi gospodarstwami.
Wszystkie rodziny z Zabałd i część z Łosińca, zdecydowały się na Przemyśl. Bo to tereny polskie i bliżej do domu. To wówczas miało jeszcze istotne znaczenie. Wszyscy byli przekonani, że prędzej czy później, wrócimy na swoje.
Po naszym wyjeździe, Rosjanie natychmiast przystąpili do likwidacji band i tłumienia wszelkich przejawów ukraińskiego nacjonalizmu. W tej sytuacji, większość oddziałów upowskich przeniosła się w Bieszczady, założyła tam główną bazę i podjęła terrorystyczną działalność wobec ludności polskiej. Nasze rodziny osiedlone koło Przemyśla, znowu znalazły się w strefie aktywnej działalności UPA.
Do akcji wkroczyło wojsko. Chociaż banda ukryta w przemyślnych podziemnych kryjówkach długo się broniła, nie wytrzymała oblężenia. Miała już bowiem do czynienia z regularnymi oddziałami wojska, a nie bezbronną ludnością. I tu dokonał się jej los. Tu zapłaciła za zbronie dokonane na ludności polskiej. Ci którzy zostali na terenach wschodnich, też zostali przez Rosjan zlikwidowani lub wyłapani i wywiezieni do syberyjskich łagrów. W jednej z takich akcji, zginął Włodzimierz Jakubowśkyj ps. "Bondarenko".
Nasi ludzie gorzko doświadczeni, nie czekali jednak aż padnie ostatni bandyta. Dość szybko, małymi grupami, wyjechali na zachód.
Reszta rodzin osiedlonych koło Tomaszowa Lub., też przeniosła się na Ziemie Odzyskane. Nie było to już masowe przesiedlenie. Wyjeżdżał kto chciał i kiedy chciał. My grupą 18 rodzin, wyruszyliśmy na drugi etap naszej tułaczki na początku lipca, tuż przed żniwami. Na stacji w Bełżcu przeżyłem rzadką radość. Po 6 latach niewoli, dołączył do nas powracający z Niemiec mój ojciec. Przypadek sprawił, że mogliśmy razem wyruszyć na spotkanie nieznanego, nowego życia.
Podróż była długa i męcząca. Po 44 dniach, pociąg zatrzymał się koło Gryfina w województwie szczecińskim. Ostatnią przystanią okazała się mała wioska Pacholęta.
Wkrótce po nas, przyjechała na te tereny druga 27 rodzinna grupa. Osiedlono ich w Sulimierzu i Dzierzgowie koło Myśliborza.
Główne skupiska Milna i Gontowy na Zachodzie:
Milno - koło Gliwic, Gryfina, Kluczborka, Międzyrzecza i Myśliborza
Gontowa - koło Brzegu i Złotoryji.
Koło Tomaszowa zostały trzy rodziny, a koło Przemyśla siedem.
Ludność Milna i Gontowy nie tylko przesiedlono, ale i rozproszono w około 80 miejscowościach. Dawna zwarta, spokrewniona i zżyta społeczność, przestała istnieć.
Szczególna pamięć należy się tym, którzy przelewali za nas krew. Żołnierz z Kresów walczył na wszystkich frontach, gdzie widniały na sztandarach słowa: "Bóg, Honor i Ojczyzna". To głównie z kresowiaków gen. W.Anders uformował armię. To oni stawiali czoła doborowym niemieckim oddziałom w Afryce i zdobywali Monte Cassino. Nie brakowało ich też w walkach we Francji, Belgii, Holandii i fiordach Norwegii.
Na wschodnim froncie, żołnierz nasz oddawał życie pod Lenino, pod Warszawą, na Wale Pomorskim, w Kołobrzegu, na rozlewiskach Siekierek i w Berlinie. Tylko w Siekierkach spoczywa ich ponad 2000. Cały ten szlak, znaczą groby mężczyzn z Milna i Gontowy. Niestety zarówno walczący na wschodzie jak i na zachodzie, zostali wykorzystani i oszukani.
Walczyli oni pod różnymi sztandarami, ale wszyscy przelewali krew za ojczyznę. Obojętnie gdzie czekają na ostatni apel, powinny być wyryte słowa: "Przechodniu powiedz Polsce, że polegliśmy wierni w jej służbie."
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|