|
DYSPOZYCJE GWALBERTA PAWLIKOWSKIEGO W SPRAWIE MAJĄTKU MILNO 1838-1841 część 14: listopad 1840 (rządca - Felicjan Madeyski, mandatariusz - Grzegorz Bubella)
Dnia 22go Listopada 1840.
Powróciwszy z drogi zastałem tutaj całą pakę tak raportów, jak listów Twoich, na które już e ten czas odpisał Ci był P. Zawałkiewicz.
Ja mój Kochany Madejski, teraz we wszystkie szczegóły wejść nawet w stanie nie jestem, a we wszystkiem, czego się tylko dotknę, same tylko zmartwienie znachodzę.
Pomiarkuj i rozważ proszę Cię bardzo, wielem wziął z Milna, porachuj, co stąd gotówką na to nieszczęsne Milno wydałem, a tak znajdziesz ogromny wydatek bez najmniejszego dochodu, dlatego na miłość Boską zaklinam Cię! weź się do inszego sposobu, aby przecież intrata była.
Ani pojąć mogę, co to tam za bałamuctwo było przy ustawianiu maszyny w gorzelni? Kto to Ci tam nagadał, że ta maszyna nie warta, wszakże maszynę tę którą tam masz jako najlepszą wszędzie chwalą, a i ja odmieniwszy kilka maszyn, z takich zupełnie kontent jestem. Mam ja jakieś wielkie podejrzenie, przeciwko temu Panu architektowi, iż się nie rozumie, kiedy mógł to mówić, coś w liście pisał. A i ten dodatek, któreneście już później zrobili, a który tak wiele kosztował, także i nie potrzebny i co gorsza popsuł kocioł i może być, iż przez to nie będzie swemu przeznaczeniu odpowiadał. Woda do kotła nie powinna się lać lejką, ale tak jak to dawniej było zrobione, a było widzieć, wiele wody się nalewa, to jest dostateczną rurka szklanna; przez ten nowy sposób, najmniej o pół godziny później woda się gotować będzie, bo już nie idzie na kocioł ogrzana. Najbardziej Cię o to proszę, aby maszynę szanować, by się nie zepsuła, bo to ogromny koszt.
Kiedy przy takich, jak mi piszesz kondycyach, gorzelni wypuścić nie można, to już nic innego nie wypadnie, tylko palić na siebie i starać się brahę wypuścić. Ja do brahy oprócz sieczki i potrzebnych parobków tudzież podścielenia pod woły jak największego (to tam więcej mam gnoju) nic nie daję, a bierę od sztuki cztery złoty reńskie srebrem. A Ty mój Panie, dokąd tylko Herszko jakikolwiek wpływ będzie mieć na Milno, nic korzystnie nie będziesz mógł wypuścić. Lękam się tych kłopotów, które będziemy mieli, gdy na siebie poprowadziemy gorzelnię. Miej tylko wszystko gotowe, i napisz mi jak najprędzej, co się tam robi, a kiedy Ty tam nie możesz znaleźć gorzelnika, to ja się tu o niego postaram. Powtarzam, miej tylko wszystko gotowe, aby, gdy gorzelnik przyjedzie, zaraz rozpocząć można było. Potrzeba więc, aby i pachciarz na brahę był w pogotowiu, a między nami mówiąc, w najgorszym razie, to na ten rok bodaj i Herszkowi brahę wypuścić, bo to już późno. Jednakże przekonany jestem, iż gdybyś se zadał pracy, a posłał choćby i w odleglejsze strony, to się pachtarz znajdzie, lecz Ciebie sami tylko wspólnicy Herszka otaczają i dlatego nic Ci się nie udaje, bo Ci nikogo nieprzypuszczą.
Co do akcyzy, tę chcę abyś z góry płacił i żadnego kredytu nie brał, wszakże choć przynajmniej na tyle intraty wystarczy. Pisz mi więc prędko co i jak znachodzisz będzie najlepiej, jakie mam zrobić podanie, bo do wszystkiego w tym względzie, chcę Tobie dać plenipotencyą. Mnie się zdaje, iż z akcyzą Tobie łatwiej będzie, jak innym, gdyż akcyźnicy są w miejscu i łatwiej się z niemi zaznajomić.
Przekonałeś się na koniec, iż miałem przyczynę słuszną, wyrzucać Ci zły kontrakt z pachtarzem krów. Kto się nie zapewni z Żydami, tego nieochybnie oszukają. Tak się i z Tobą stało. Ja tu mam pachty, nigdy nie ma żadnego oszustwa, bo nie ja od Żydów, ale Żydzi odemnie zawiśli. Cóż się teraz z tym pachtem dzieje? I ten proces z niemi, nie najlepiej rozpocząłeś, bo kiedy Żyda na pachcie trzymać nie można, to i procesu z nimi prowadzić nie należy. Należało się ułożyć z sędzią tamtejszym, aby rzecz tę po cichu skończył z korzyścią dla nas. Tak i teraz zrobić staraj się.
Wydatki pieniędzy zbyt były wielkie, a ekspens pańszczyzny niesłychana; tak na przykład, podług raportu Nro 14 złożono do gumna kóp 302, a na to wyszło fur 122, więc ledwie coś więcej jak po dwie kopy fura zwiozła, a te 302 kóp, 113 chłopów składało.
Do wykopania 5654 korcy kartofli wyszło 3283 dni pieszych a 445 1/2 ciągłych. Widać, iż przy kartoflach, coś nie tak zrobili jak należało, kiedy za pługami 563 korce uzbierano, a do tego potrzeba było 217 1/2 dni ciągłych a 416 dni pieszych. Porachuj więc, proszę Cię ile to dni jeden korzec kosztował!
Na przyszły rok, stawiaj siano w szersze styrty, bo przy szerszych mniej szkody.
Widzę, żeś sągi sprzedawał, a tak nie wiem, czyli będziesz miał pod maszynę suche?
Nie pojmuję, co to w wyrachowaniu kładziesz 200 złotych reńskich na akcyźników, jakaż stąd będzie intrata?
Dzisiaj mój Madejski, na tem przestaję, wzywając tylko Ciebie do pilności i życzliwości, a oraz [tu w tekście pozostawione wolne miejsce na jakiś planowany krótki akapit, który nie został jednak wpisany]
Jeszcze dodaję, iż pragnę i tego sobie jak najmocniej życzę, aby gorzelnię wypuścić, możeby też kto do ugody tutaj przyjechał, może i sam Herszko. Staraj się tylko o to, bo i Tobie zatrudnienia ubędzie a mnie dochodu przybędzie. Napisz mi także, jak się przechowują kartofle i jakie nadzieje, że z pewnością na gorzelnię dać będzie można, zostawiwszy sobie dostatecznie do nasienia. Przy układzie najlepiej, dołożyć iż coby się kartofli z wymienionej summy nieudało, to się z raty po tyle lub tyle za każden korzec potrącić. Pańszczyzny oprócz tej, co koniecznie do gorzelni potrzeba, innej dawać nie chcę, także i paszy nad potrzebną sieczkę i plewy, a o te najgorzej wyrazić, że ma się dać cztery tysiące korcy, lecz najlepiej tak się ugodzić, aby tyle dawać ile potrzeba, uważając jednakże, wiele na swoją potrzeb w zapasie mieć należy. Siana także dawć nie myślę.
Dnia 26go Listopada 1840.
W tej chwili odbieram raport z dnia 22go i zaraz nań odpisuję, chociaż pojąć nie mogę, dlaczego przy raporcie żadnego nie ma listu? Spodziewam się, iż tymczasem list mój odebrałeś, i pewny jestem że gorzelni nie rozpocząłeś bez gorzelnika i przygotowania wszystkiego co potrzeba, tym bardziej, iż kiedy sam przy gorzelni nie bywałeś, to się na niej należycie znać nie możesz, a teraz kiedy się tak znaczny podatek opłaca, to podwójna szkoda, i wypalonego zboża i gotówki na podatek; zresztą nie wiem na co palić, kiedy nie ma co na brahę postawić. Odpisz mi więc wszystko wprzódy na list mój ostatni, a wtedy ja zadecyduję i gorzelnika tam poszlę, wszakże Ty takiej nawet maszyny nie masz, kiedy tyle przeciw niej w listach pisać mogłeś, i takie niepotrzebne dodatki porobiłeś. Zmiłuj się, przynajmniej pilnuj tego, aby maszyny nie popsuto.
W każdym Cię liście proszę o oszczędność, a w dzisiejszym raporcie znowu nowy wydatek widzę, to jest: kontrakt z Kominiarzem. U mnie tutaj Kominiarz nie o pół mili, tak jak u Ciebie odległy, ale o dwie mile, mający wycierać w jednej samej oranżeryi dwa razy tyle kominów, co Ty w całej wsi, a i nierównie wyższych nie rachując tylu innych budynków, nie bierze rocznie piętnastu [nieczytelny skrót - złotych reńskich?], wszakże co tydzień leśni, powinni kominy wycierać, z niemi powinien pisarz chodzić, aby dopilnował, by to należycie zrobili. Trzeba im sprawić skrobankę, aby od dołu, nawet za pomocą drabinki, ile można odskrobali - z góry spuszczają na sznurze kamień z kulą zrobioną z tarniny, a tak gdy ją kilka razy przepuszczą, komin najlepiej będzie wytarty. Do tego na początku zimy, woła się kominiarza i pilnuje się, aby dobrze wszystko przejrzał, wytarł, a przez zimę znowu go się podług potrzeby raz lub drugi zawoła. Tak wszystko będzie dobrze, zwłaszcza jeżeli gospodarz sam dopilnuje a przeszło 3 [nieczytelny skrót - złotych reńskich?] zostanie w kieszeni. Ja Ci zawsze mój Madejski piszę, że to tylko intratą, co nie wydasz, a Ty mnie słuchać nie chcesz i pieniędzmi i pańszczyzną szafujesz, a ja mając wieś, nie tylko że z niej nic nie biorę, ale dokładać muszę. Bądź tylko tak dobry i rozważ rzecz należycie, a przyznasz, iż mam rację, to mię tylko dziwi, iż tak częste napomnienia moje są daremnemi.
Druga niepotrzebna ekspens, są drożdże, po 1 złoty reński za jeden(?) (nieczytelne słowo) garniec płacony, a nadaremnie, bo kiedy dotąd wymiaru gorzelni nie było, na cóż spieszyć z kupieniem drożdży, tymbardziej, że i gorzelnika nie ma; bo się przecież spodziewam, żeś tego Żyda nie wziął, o którym toś w liście wspominał, a który nawet nie obiecywał wydatku. Powtarzam iż jeżeli nie zaczynałeś gorzelni, to ją nie zaczynaj, aż wszystko będzie w porządku, a tam jak widzę, nie jest jeszcze wszystko przygotowane, bo na przykład drożdży kupiłeś garncy cztery, a mając taką gorzelnię, nie kupuje się garncami, ale się najmuje w pewnem miejscu pod pewnemi warunkami, tyle drożdży ile potrzeba, a to tak aby zawodu nie było. Nie ma to się tak co spieszyć z zaczęciem gorzelni, lepiej ją wprzódy dobrze urządzić, bo teraz przy podatku, ryzykować nie można. Powtarzam, iż sobie najmocniej życzę, gorzelnię wypuścić, bodaj z małym zyskiem, bo lepszy pewny mały zysk, niźli paląc na siebie wielka strata.
Do dawniejszego listu, jeszcze to dodać muszę, iż kto gorzelnię najmie, ten ją assekurować powinien, tak tam dawniej Herszko robił, a nie pojmuję, jak on śmiał teraz Tobie proponować, aby Skarb assekurował.
Proszę Cię, co też będzie z krowami? bo jak widzę, wielką z niemi będę miał stratę!
Jak widzę z żalem, dotąd nieukończonaowczarnia, w kasarniach znowuż reparacye.
Co to znaczą te 613 florenów 2 krajcary które są w dylacie? Napisz mi w przyszłym liście i bywaj.
podpis Gwalberta Pawlikowskiego na starym dokumencie
Gwalbert Pawlikowski (ur. 1792, zm. 1852), dziedzic z Medyki, galicyjski polityk, botanik i badacz starożytności w roku 1832 poślubił Henrykę hr. Dzieduszycką, córkę ówczesnego właściciela dóbr załozieckich. Częścią posagu żony były dobra ziemskie Milno i Gontowa.
Pawlikowski u siebie w Medyce nie był złym gospodarzem. Utworzył piękny ogród botaniczny, zaprowadził pierwszą w Polsce czteroletnią szkołę ogrodniczą, znał się na hodowli zwierząt. Gorzej przedstawiała się sprawa z majątkiem Milno. Z powodu znacznego oddalenia nie mógł go osobiście nadzorować. Posługiwał się rządcami i mandatariuszami. Zachowały się jego dyspozycje z lat 1838-1841 dla rządców w Milnie, które prezentujemy w serii poniższych artykułów. Możemy w nich zobaczyć różne próby zwiększenia dochodów z mileńskiego majątku.
Wygląda na to, że nie miał szczęścia w doborze ludzi. Z lektury (ale i skarg chłopskich) wyłania się ciekawy obraz. Najprawdopodobniej kolejne ekipy zarządców Milna po prostu go okradały. Ignorowali polecenia dotyczące hodowli zwierząt, nie interesowali się ich losem (przez co np. owce masowo zdychały), zawyżali koszty wszelkich zakupów czy remontów, na dodatek wikłali dziedzica w niepotrzebne spory z poddanymi. "Złym duchem" był najwyraźniej miejscowy cwaniak, Izraelita Herszko Guttman, który tych ludzi korumpował.
Gwalbert Pawlikowski był spokojnym człowiekiem i raczej pobłażliwym (żeby nie rzec łatwowiernym). Ale i on miał już tego dosyć. Na początku roku 1839 zdenerwował się i wymienił rządcę Łazowskiego na Madejskiego oraz mandatariusza Sochanika na Bubellę. Jednak już niedługo i z nową ekipą miał te same problemy. Skończyło się na tym, że Pawlikowscy zrezygnowali z zarządzania Milnem i puścili majątek w dzierżawę.
|
|