Rocznica Mordu w Milnie i Gontowie
Dodane przez MariaM dnia Listopada 09 2010 08:01:21
kliknij, żeby powiększyć
Wieloletnim zwyczajem w dniu 11 listopada, o godzinie 10,oo w Pacholętach kościele pw. Świętego Jana Chrzciciela, odprawiona zostanie msza święta w intencji zamordowanych w dniu 11.11.1944 r. w Milnie i Gontowie.
ZAPRASZAMY !!!
Dla przypomnienia tak jak i w ubiegłym roku przytaczam fragmenty książki „Milno i Gontowa”. Adolf Głowacki w tak o tym dniu wspomina: ”Z niepokojem oczekiwaliśmy listopadowej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Napad banderowców na Milno w dniu naszego narodowego święta, był bardzo prawdopodobny. Zagrożona była oczywiście tylko Bukowina Kamionka.
11 listopada 1944 roku (sobota), noc zapowiadała się bardzo ciemna. Mżył deszcz ze śniegiem i mrok zapadł wcześnie. Na punktach obserwacyjnych wystawiono wzmocnione warty. Wszystkim zalecono szczególną czujność.Około godziny 20, posterunki wyłapały podejrzane odgłosy z Miśkowego Błota i chlupot wody przy rzece. Natychmiast powiadomiono placówki i ludzi czuwających w mieszkaniach. Mężczyźni i męska młodzież zajęli stanowiska obronne. Łąkami tyralierą skradali się banderowcy. Gdy przekroczyli rzeczkę, wystrzelili rakietę i z okrzykiem hurra, ruszyli na wioskę. W odpowiedzi nasze placówki otworzyły ogień. Zaterkotały karabiny maszynowe i pepesze. Polecały też granaty. Obronę Bukowiny trafnie skoncentrowano na odcinku spodziewanego ataku: od Miśkowego Błota. Miała ona powstrzymać napastników i umożliwić ludności ucieczkę. I to się udało. Nie było sił ani środków na obronę wioski”, ”…Rano z kryjówek zaczęli wyłazić zmarznięci ludzie z trzęsącymi się z zimna i strachu dziećmi i ostrożnie podchodzić do wioski. Z trzaskiem waliły się jeszcze niektóre dopalające konstrukcje. Z lękiem kierowali się do swoich zagród. To co zastali mogło porazić najsilniejszych. Oto nadludzkim wysiłkiem dźwignięta z ruin wieś, znowu zamieniła się w pogorzelisko. 20 lat ciężkiej pracy i wyrzeczeń, dorobek życia, zmienił się w kupkę popiołu. Mężczyźni nie wstydzili się łez. Tymi twardymi, odpornymi na przeciwności ludźmi, wstrząsał szloch. Widok dopalających się budynków, zwęglonych oraz popękanych zwierząt, trupy ludzkie, ścielące się dymy i swąd spalenizny, lament kobiet i płacz przerażonych dzieci, to obraz, który pozostanie w pamięci do końca życia.
Tej nocy zginęło 14 osób: w Milnie 11 i w Bukowinie i 3.
Końcowym aktem tej apokalipsy, był zbiorowy pogrzeb. Zamordowanych złożono do naprędce skleconych trumien, Krakowiaka z rodziną do szafy i sznur wozów w otoczeniu rodzin i sąsiadów, wyruszył z Księdzem Markiewiczem pod kościół, a następnie na cmentarz. Gdy dobiegała końca żałobna ceremonia, z lasu posypały się strzały. Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie”, zamarło wszystkim na ustach. W pośpiechu zasypano groby, ludzie wskoczyli na wozy i galopem wrócili do wioski. Bandyci uważający się za chrześcijan, nawet martwym nie dali spokoju. Nie pozwolili dokończyć chrześcijańskiego obrządku.”Był to ostatni i chyba jedyny tego rodzaju pogrzeb, na naszym cmentarzu. Później zamordowanych grzebano we wsi.

Maria Markowicz (Krąpiec)
Rozszerzona zawartość newsa