JAN ŁOIK (7.06.1931-16.11.2020) BRONISŁAW ZALESKI(15.04.1929)
Dodane przez Adolf dnia Grudnia 02 2020 21:24:39
JAN ŁOIK(7.06.1931-16.11.2020) Szczecin
BRONISŁAW ZALESKI(15.04.1929-30.11.2020) Brójce Lubuskie
W listopadzie, po krótkiej chorobie, odeszło dwóch kolejnych z ostatnich naszych ziomków, pionierów tej ziemi. Obaj urodzili się w Milnie i życie wypełniły im podobne wydarzenia: wojna, okupacja, barbarzyństwo ukraińskie, wygnanie, tułacza wędrówka z Kresów Wschodnich na Zachodnie, trudy wrastania w nową ziemię, lata pracy i troski o rodzinę, i na koniec trochę zasłużonego odpoczynku. Tam dzieciństwo i wczesną młodość spędzili w jednym siole, tutaj dziejowe wichry rzuciły ich w różne strony.
Rozszerzona zawartość newsa
JAN ŁOIK(7.06.1931-16.11.2020) Szczecin
BRONISŁAW ZALESKI(15.04.1929-30.11.2020) Brójce Lubuskie
W listopadzie, po krótkiej chorobie, odeszło dwóch kolejnych z ostatnich naszych ziomków, pionierów tej ziemi. Obaj urodzili się w Milnie i życie wypełniły im podobne wydarzenia: wojna, okupacja, barbarzyństwo ukraińskie, wygnanie, tułacza wędrówka z Kresów Wschodnich na Zachodnie, trudy wrastania w nową ziemię, lata pracy i troski o rodzinę, i na koniec trochę zasłużonego odpoczynku. Tam dzieciństwo i wczesną młodość spędzili w jednym siole, tutaj dziejowe wichry rzuciły ich w różne strony.
Łoikowie w lutym 1945 roku, przesiedleni został do Łosińca k.Tomaszowa Lub., skąd po zakończeniu działań wojennych, przenieśli się do Sulimierza k.Myśliborza. Jan przez kilka lat wspierał rodziców na gospodarstwie, później na stałe osiadł w Szczecinie. Tutaj znalazł żonę i razem, kosztem wielu wyrzeczeń zbudowali dom. Włożyli w to wiele nakładów i ciężkiej pracy. Te najcięższe roboty, zwaliły się na Jana. Odetchnął trochę po zakończeniu budowy i przejściu na emeryturę. Trochę, bo czas pochłaniała modernizacja i urządzanie działki. Ale były to też lata oddechu i w miarę spokojnej starości. Po nich nastąpiły trochę gorsze. Odezwały się różne wiekowe dolegliwości. Mimo to, dzięki opiece lekarskiej, trwał w zupełnie dobrej kondycji. Uczestniczył nawet w dwóch naszych zjazdach. W czasie pandemii przebywał w domu i unikał kontaktów. A jednak wirus dopadł go i w ciągu kilku dni zniszczył osłabiony organizm. Spoczął tak jak i rodzice, którzy dołączyli do nich, na Cmentarzu Centralnym. Jego zgon pogrążył w żałobie żonę, syna i rodzinę córki. A także zamknął kresowy rozdział tej rodziny. Ja straciłem ostatniego tutejszego towarzysza pogawędek i wspomnień z młodych lat.
Zalescy z dużą grupą naszych rodzin, zimą na stacji, w nieludzkich warunkach, pod gołym niebem, czekali na transport do wiosny. Tam z zimna i wycieńczenia, zmarła babcia Bronka i kilka innych osób. Po przesunięciu frontu za Odrę, w kwietniu przewieziono ich bezpośrednio na Ziemie Odzyskane. Osiedli w Brójcach Lub. Mieszkali tam jeszcze Niemcy. Ojciec początkowo obsługiwał pasiekę wojskową, a później miał swoją. Pierwszego ula przywiózł z Milna. Pełnił też funkcję kościelnego. Bronek również od młodości związany był z kościołem. W Milnie jako ministrant, a tutaj został organistą. Tutaj też założył rodzinę i pracował na jej utrzymanie. W kościele grał głównie w niedziele i święta. W kwietniu ubiegłym roku obchodził 90 rocznicę urodzin i 70 lecie stażu przy klawiaturze organowej. Wdzięczni mieszkańcy uświetnili to dużą fetą, z suto zastawionymi stołami i muzyką. Mają mu za co dziękować, bo każdej tutejszej parze zagrał marsza weselnego i większość żałobnymi tonami odprawił na wieczny spoczynek. Odprowadził też rodziców, siostrę i żonę. Cały czas cieszył się dobrym zdrowiem, był aktywny i do końca jeździł rowerem. Uczestniczył we wszystkich zjazdach naszych ziomków. Jak zagrali coś fajnego, chętnie też ruszał w tany. Ile razy chciałem pogadać o starych dziejach, albo potrzebowałem jakichś informacji, dzwoniłem do niego. Pamiętał gdzie kto mieszkał w Milnie, ich przezwiska i różne gwarowe nazwy. Syn był zupełnie zaskoczony, gdy o świcie znalazł go leżącego obok tapczanu. Pogotowie stwierdziło udar i zabrało do szpitala w Świebodzinie, a stamtąd po dodatnim wyniku testu, przewieziono do cowidowego. I tam po kilku dniach zmarł. On też zamknął kresowy rozdział tej rodziny. Siostrę i trzech braci, wcześniej pożegnał.
Spoczywajcie w pokoju przyjaciele.
Adolf Głowacki.