PAMIĘTAMY I NIE ZAPOMNIMY
Dodane przez Adolf dnia Lipca 27 2014 15:14:33
 12 lipca 2014 roku w Rogozińcu k.Międzyrzecza, odbył się kolejny zjazd kresowian Milna i Gontowy województwa tarnopolskiego. Większość przybyłych, to młodzi tutaj urodzeni. Bliskie kontakty mieszkańców tych sąsiednich podolskich wsi, podtrzymywane są też tutaj. Na spotkanie przyjechali z odległych stron Polaski: z Gdańska, Szczecina, Gliwic, Wałbrzycha, Wrocławia, Przemyśla, Lublina, a nawet jedna gontowianka z Francji. Naszą ludność nie tylko przesiedlono, ale i rozproszono po całym Zachodzie i kraju. W zjeździe wzięli również udział przedstawiciele miejscowej prasy.
Jak wszystkie, tak i ten zjazd rozpoczął się mszą świętą. W kościele wystawione zostały ornaty, chorągwie i inne akcesoria kościelne przywiezione z Milna. Ksiądz w homilii przypomniał, że w ubiegłym roku obchodziliśmy 70 rocznicę rzezi wołyńskich. W wielu kościołach nie dokończono nabożeństw, bo wymordowano w nich zgromadzoną ludność razem z księżmi. W tym mija 70 lat jak nacjonaliści ukraińscy utopili w krwi polskiej, województwo tarnopolskie, lwowskie i stanisławowskie. To bezprecedensowe ludobójstwo, pochłonęło około 200 tysięcy starców, dzieci, matek i bezbronnych ojców. Większość została w okrutny sposób zamordowana. Podkreślił też z naciskiem:

"Mówi się, że po II Wojnie Światowej Polska utraciła Kresy.
Jakie Kresy? Przecież to pół Polski!"

Rozszerzona zawartość newsa
12 lipca 2014 roku w Rogozińcu k.Międzyrzecza, odbył się kolejny zjazd kresowian Milna i Gontowy województwa tarnopolskiego. Większość przybyłych, to młodzi tutaj urodzeni. Bliskie kontakty mieszkańców tych sąsiednich podolskich wsi, podtrzymywane są też tutaj. Na spotkanie przyjechali z odległych stron Polaski: z Gdańska, Szczecina, Gliwic, Wałbrzycha, Wrocławia, Przemyśla, Lublina, a nawet jedna gontowianka z Francji. Naszą ludność nie tylko przesiedlono, ale i rozproszono po całym Zachodzie i kraju. W zjeździe wzięli również udział przedstawiciele miejscowej prasy.
Jak wszystkie, tak i ten zjazd rozpoczął się mszą świętą. W kościele wystawione zostały ornaty, chorągwie i inne akcesoria kościelne przywiezione z Milna. Ksiądz w homilii przypomniał, że w ubiegłym roku obchodziliśmy 70 rocznicę rzezi wołyńskich. W wielu kościołach nie dokończono nabożeństw, bo wymordowano w nich zgromadzoną ludność razem z księżmi. W tym mija 70 lat jak nacjonaliści ukraińscy utopili w krwi polskiej, województwo tarnopolskie, lwowskie i stanisławowskie. To bezprecedensowe ludobójstwo, pochłonęło około 200 tysięcy starców, dzieci, matek i bezbronnych ojców. Większość została w okrutny sposób zamordowana. Podkreślił też z naciskiem:

"Mówi się, że po II Wojnie Światowej Polska utraciła Kresy.
Jakie Kresy? Przecież to pół Polski!"

Błogosławieństwa udzielił Przenajświętszym Sakramentem w monstrancji mileńskiej. Chyliliśmy przed nią czoła, jak tam nasi ojcowie, dziadowie i pradziadowie. Nabożeństwo zakończyliśmy podniosłym "Boże coś Polskę..."
Rolę ministranta pełnił prof. KUL Zbigniew Zaleski z Lublina.
Po mszy złożone zostały kwiaty pod tablicą umieszczoną na ścianie kościoła, upamiętniającą pomordowanych Polaków, oraz Ukraińców, którzy oddali życie za niesioną nam pomoc.
W świetlicy dodałem, że 11 i 12 lipca 1943 roku, banderowcy w 170 wioskach wołyńskich, zamordowali 12 tysięcy Polaków. A w całym lipcu 20 tysięcy.
70 rocznicę świętowali też nacjonaliści ukraińscy. 14 października obchodzili święto utworzenia Ukraińskiej Powstańczej Armii. Z tej okazji rozpowszechnili widokówkę z odezwą do narodu ukraińskiego. Odczytałem ją w całości. A oto jej fragment.

UKRAIŃCY !
W 70 rocznicę utworzenia narodowej armii, ukłon i serdeczne podziękowanie
wszystkim weteranom UPA, za heroizm, poświęcenie i oddanie ukraińskiemu
narodowi. Pamiętajmy, że jesteśmy spadkobiercami ich sławy i godnie
podtrzymujmy przekazane nam dzieło tej walki.

Jest tam też mowa o narażaniu życia i apel by młodzi czerpali siłę ze sławnego ich czynu. Przypomniałem spalenie polskiej części Milna i Gontowy oraz zamordowanych ziomków. A także masowe mordy w Hucie Pieniackiej, Podkamieniu, Palikrowach, Berezowicy, Ihrowicy i innych miejscowościach tego obszaru. Na Milno napadli nocą z 10 na 11 listopada 1944 roku. Nie przypadkowo wybrali dzień naszego narodowego święta. W Gontowie ostatniego mordu dokonali w wigilię Bożego Narodzenia, w Milnie na Sylwestra. Olszewską z Gontowy wbili na pal, staruszce Miazgowskiej obcięli głowę i wbili na sztachety ogrodzenia. Pączka owinęli słomą i spalili, a sześć kobiet zasztyletowali nożami. W Milnie matkę z dwiema córkami zasztyletowali, dwie kobiety zakłuli kosami, jedną udusili i dwie w okrutny sposób zamordowali. Miały wydłubane oczy, wyrwane języki, obcięte uszy i liczne rany. Jedna z ukrytych słyszała jak bratowa wzywała wszystkie świętości na pomoc, a zwyrodnialcy pastwili się nad nią i rozkoszowali powolnym konaniem. Polkę, żonę Ukraińca, powiesili.
Dzięki ciągłemu czuwaniu i samoobronie, ponieśliśmy stosunkowo małe straty. W Milnie zginęło 35, w Gontowie 19 osób.
Oto jak ci bohaterowie narażali życie i jaką sławą się okryli. Wstrząsające, że nawołują młodych do czerpania siły z ich rsławnego czynur1; i kontynuowania tej walki. Ta haniebna i groźna odezwa, wymagała zdecydowanego protestu i potępienia. Nic takiego niestety nie nastąpiło. Polskie władze świeckie i kościelne, polityką nie drażnienia Ukraińców, wsparły umacnianie nacjonalizmu na Ukrainie. Tam nie ma większej miejscowości bez pomnika Bandery lub innego mordercy narodu polskiego, a w każdej wiosce stoi jakiś obelisk z wypisanymi poległymi banderowcami. Tam w różne uroczystości, dzieci szkolne wysłuchują gloryfikujących UPA przemówień i składają kwiaty. Ta młodzież dowiaduje się z książek szkolnych, że Polacy byli okupantami i nadal okupują (czasowo) część ukraińskiej ziemi. Potwierdzają to załączone stosowne mapy. Polskie w przeciwieństwie do nich, nic nie znajdą w podręcznikach historii o mordowaniu Polaków przez te hordy. Natkną się, co najwyżej na drobną, niewiele mówiącą wzmiankę.
Nasze władze i media po zeszłorocznych wymuszonych działaniach, wróciły do normy - polityki strategicznego partnerstwa i nie drażnienia.
Wiktor Poliszczuk, patriota ukraiński, w swoich opracowaniach daje analizę nacjonalizmu ukraińskiego, zdecydowanie potępia ludobójstwo OUNUPA na narodzie polskim i wzywa Polskę do potępiania wszelkich jego przejawów. Dowodzi też, że stanowi on zagrożenie zarówno dla Polski jak i Ukrainy. Jest za pojednaniem, ale opartym na prawdzie. Polska straciła niepowtarzalną okazję by pomóc Ukraińcom otrząsnąć się z nacjonalizmu. Stało się inaczej r11; przemilczaniem zaakceptowała jego dominację w zachodniej Ukrainie. W niedawnych wydarzeniach, na majdanie kijowskim wszędzie powiewały czerwono czarne flagi. Nadal mamy taką szansę, bo to my jesteśmy im teraz bardziej potrzebni niż oni nam.
Anglia, USA i Kanada w okresie zimnej wojny zaangażowały do wywiadu krocie banderowców zbiegłych na zachód. Zawarły też umowę o nie ściganiu zbrodniarzy OUNUPA. Ta zmowa milczenia narzucana jest również Polsce. Na tej fali usprawiedliwiany jest, a nawet wynoszony na ołtarze historii zbrodniczy nacjonalizm ukraiński. Nauka polska nie zrobiła żadnego wysiłku, by ustosunkować się do znanej rUchwały Krajowego Prowodu OUNr1; z 22.VI.1990 roku, pisze Poliszczuk.
Związek Ukraińców w Polsce i jego tuba "Nasze Słowo", bezkarnie uprawiają czysty nacjonalizm i oprotestowują każdą akcję potępiającą zbrodnie UPA. Interweniuje też ambasada ukraińska. Przeczą faktom i tworzą mitologię. Usiłują zbrodnie UPA zrównoważyć rAkcją Wisłar1;. Doszukali się swoich korzeni 4000 lpe. Wnukowie Noego mieszkali w Kijowie. Koło, wóz i pismo to ich wynalazki. Od nich przejęli je Grecy i Rzymianie. Imperium kozackie było partnerem Szwecji, Anglii, cesarstwa i papiestwa. Słyszałem, że w katedrze lwowskiej, która od wieków była bastionem polskości, odprawiane jest tylko jedno wieczorne nabożeństwo w języku polskim. Padła też propozycja wyniesienia Bandery na ołtarze. Oto dorobek uprawianej przez Polskę polityki strategicznego partnerstwa. Żadnych zahamowań nie mają natomiast nacjonaliści ukraińscy.
W tej sytuacji, na nas spada obowiązek piętnowania zbrodniarzy oraz podtrzymywania i przekazywania młodym tragicznej prawdy. Zamordowanym braciom przyrzekamy:

PAMIĘTAMY I NIE ZAPOMNIMY.

Na zakończenie oficjalnej części, wszystkich, którzy walczyli o kresową ziemię i umacniali na niej polskość, a także tych, którzy zagospodarowywali te tereny i ciężką pracą tworzyli lepsze warunki bytu dla młodego pokolenia, uczciliśmy minutą ciszy.
Resztę czasu, w ogólnym gwarze, wypełniły wspomnienia i bieżące, przerywane urokliwymi kresowymi pieśniami, sprawy. Spotkanie zakończyły uściski, ukradkiem ocierane łzy i tradycyjne - "Do zobaczenia na kolejnym spotkaniu".
Adolf Głowacki