Pamięć o zmarłych przodkach
Dodane przez MariaM dnia Października 23 2009 22:45:42
Swoje refleksje w związku ze Świętem Zmarłych chcę rozpocząć od fragmentu wiersza
„Mamy Święto Zmarłych w dzień listopadowy
Przy grobach najbliższych pochylimy głowy Wtedy każdy człowiek choć na trochę wróci
Do tych , co odeszli, chwilę się zasmuci
Oni w sercach naszych zawsze miejsce mają
A także w pamięci nieustannie trwają
Więc w tym dniu zadumy do nich powrócimy
Szeptaną modlitwą pamięć ich uczcimy
Boże Wszechmogący, który jesteś w niebie Dusze naszych bliskich przygarnij do siebie Miłosierny Jezu wysłuchaj wołanie
Daj dziś wszystkim zmarłym wieczne spoczywanie
Obdarz ich o Jezu nagrodą zbawienia
Niech dostąpią łaski Twego odkupienia”.

To bardzo piękne słowa, powodujące wspomnienia o tych którzy odeszli, o naszych bliskich. Ja w sposób szczególny wspominam moich wspaniałych dziadów Marię i Jana Krąpców – „Pawłowskie z Paświska”, którzy nie żyją już od 40 lat, a których mam ciągle w sercu. Ten rok jest szczególny dla mnie również z tego powodu, że po raz pierwszy będę przy grobie mojego taty Józefa Krąpca, który zmarł w grudniu ubiegłego roku, a który przez wiele lat przybliżał nam swoje rodzinne strony – Milno. Nie narzucał nam nic, ale przez wszystkie lata swojego życia często słyszało się „u nas w domu…”, tam „na Milnie…”, a to w jaki sposób mówił, emocje wyrażane słowami jak bi śpiewem, sprawiały że nam udzielała się ta wielka tęsknota. Nie boję się użyć tego słowa - i śmiało chcę powiedzieć po prostu - tak jest to „wielka miłość do Milna”.
Mogłam się o tym przekonać się w czasie naszego majowego wyjazdu na Milno. Pisałam już o tym we wspomnieniach w maju i myślałam, że to minie, ale nie , ta podróż wraca w myślach bardzo często, wywołując łzy i wielkie wzruszenie. Chciałabym powiedzieć – Tato osiągnąłeś cel – ja i na pewno jak wielu innych, tak z mojej rodziny jak i inni, którym ich rodzice lub dziadkowie „sączyli” ale w dobrym tego słowa znaczeniu słowa „Milno i Gontowa” i wszystko co się z tym łączy, zbierają dobre żniwo.

Dziś w przededniu święta zmarłych, chcę wrócić do naszego pobytu w maju tego roku na Milnie i naszego pobytu na Cmentarzu. We wcześniejszych wspomnieniach, bezpośrednio po powrocie pisałam: „My kierujemy się w stronę Cmentarza. Mijamy na rozdrożu Kawałeczek, gdzie mieszkał Franciszek Pawłowski i dochodzimy do dużego skupiska drzew. Przedzieramy się przez drzewa, krzaki, chaszcze. Widać nagrobki, odczytujemy niektóre nazwiska. Widok bardzo smutny. Bogu dzięki, że nie zniszczono cmentarza, nikt tam nie dba o groby ale i nie niszczą tego co tam jest. Skupiliśmy się całą gromadką, odśpiewaliśmy Anioł Pański za zmarłych, zapaliliśmy znicze i smuto wyszliśmy na drogę w kierunku wioski, gdyż kończył się nasz czas pobytu w Milnie.”
Dziś uzupełniam nieco swoje wspomnienia. Jadąc do Milna, a nawet będąc już na miejscu nie planowaliśmy wizyty na cmentarzu. Przeszliśmy Bukowinę, Paświsko i po minięciu ostatnich zabudowań na Paświsku, skierowaliśmy się w stronę „Gontowieckiego Gościńca”.Tam zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek i posiłek. Mieliśmy przed sobą piękną panoramę niemalże całego Milna, tj. Paświsko, Bukowinę, trochę Kamionki, Gontowiecką Górę.
Podziwiając piękne widoki okraszone majową zielenią - Dolek Głowacki wskazał na skupisko drzew, trochę w lewo od Bukowiny i powiedział, „tam jest cmentarz”. Nikt nic nie odpowiedział, ale wiedzieliśmy, że pójdziemy na cmentarz i tam też po krótkim odpoczynku się skierowaliśmy. Szliśmy właściwie w milczeniu, tylko Dolek Głowacki dodawał krótkie komentarze do mijanych miejsc. Tak dotarliśmy do cmentarza. Z biciem serca, jeden po drugim przedzieraliśmy się przez krzaki, krzewy , trawy. Oczom naszym zaczęły ukazywać się nagrobki z zachowanymi nazwiskami, leżące figury. Trudno było dostrzec zarysy grobów, gdyż czas i rosnące i upadające przez wiele lat, drzewa, chaszcze i krzaki utworzyły około metrową pokrywę. Nie zważaliśmy, że pokrzywy, i przeróżne krzaki ranią nam nogi, szliśmy w głąb. Trwaliśmy w ciszy, każdy z nas ze wzruszeniem i łzami w oczach, że jesteśmy w miejscu, gdzie są nasze korzenie. Korzenie, których byliśmy pozbawieni przez wiele lat. Wiedzieliśmy, że „Tam na Kresach jest dom, ziemia naszych przodków, ale było to bardzo odległe i jakby nieosiągalne, było bólem który tkwił w sercu. Człowiek potrzebuje korzeni, Uświęconego miejsca, gdzie leżą kości jego przodków. Miałam to szczęście i dane mi było być na cmentarzu gdzie pochowano moich bliskich. Zawieruchy ostatniej wojny oderwały miliony ludzi od ich korzeni. Wiele polskich cmentarzy pozostało osamotnionych na Kresach, dociera do nas świadomość, że te nagrobki powalił na ziemię raczej upływ czasu i zaniedbanie, a nie ręka wandala. Przyznam, że to właśnie cmentarz często wraca w moich myślach, jako miejsce które być może, można uporządkować, ocalić dla potomnych. Okazało się, że nie tylko ja o tym myślałam, wspomniała o tym również Halinka Łoik, że myśli o „Mileńskim” cmentarzu aby tam wrócić i uporządkować. Cieszę się, że i inni na II Zjeżdzie i po nim o tym mówią. Myślę, że potrzeba trochę czasu aby do tego doszło, a przede wszystkim odpowiedniej zgody władz aby tego dokonać.
Myśl jak ziarno została zasiana i oby wydała plon. My tu w Pacholętach jesteśmy zgodni, że trzeba się o to starać.