KARCZMA W MILNIE I GONTOWIE
Dodane przez maria dnia Listopada 06 2010 16:45:16
KARCZMA W MILNIE I GONTOWIE.

Słowo karczma ma słowiańskie pochodzenie, które wyjaśnia Aleksander Bruckner i wywodzi się od słowa "krczag"; oznaczającego dzban.
W dawnych czasach ludzie podróżowali konno lub z dworem i swoim orszakiem, który składał się z kilku karet i wozów z dobytkiem i kilka lub kilkadziesiąt osób służby. Drewniane koła psuły się na wyboistym terenie. Podróż trwała nawet kilka tygodni. Konieczny był wypoczynek dla ludzi i zwierząt.
Początkowo zatrzymywano się w dworach lub na plebani, których było mało.
Z biegiem czasu zaczęto budować przy traktach lub przy rozstajach dróg karczmy, które miały służyć podróżnym.
Taka karczma powstała za czasów pańszczyzny przy Gontowie nieopodal stojącej tam góry.
Karczmę tę prowadził Żyd Szlomko wraz z żoną Ryfką. Miał on do pomocy chłopca, który zbiegł od Pana z Milna, ale Szlomko o tym nie wiedział. Chłopiec co dzień chodził na górę i ze źródła przynosił czystą wodę do karczmy w dwóch konewkach zawieszonych na koromyśle czyli na drewnianym nosidle w kształcie pałąka z wycięciem na szyję. U podnóża góry były źródełka, z których latem wypływała lodowata woda i stamtąd przynoszono wodę do karczmy.
Karczma ta była kryta gontami a pod jej dachem mieściło się 25 furmanek z końmi.

Adolf Głowacki pisze:
"Koło Gontowy przechodził szlak handlowy z Rusi Kijowskiej przez Zbaraż, Milno i Załoźce do Brodów, Złoczowa i innych miast. Łączył się też z trasą Wiśniowiec- Załoźce. Ze względu na ruchliwość drogi, na rogatkach wioski powstała karczma z miejscami noclegowymi i pomieszczeniami dla koni. Słynęła z wybornych miodów i znakomitego piwa. Można więc w niej było zaspokoić głód, ugasić pragnienie, odpocząć, przespać się i dać wytchnienie zdrożonym koniom. Ponieważ karczma pokryta była gontami, nazywano ją"Gontowa", a z czasem nazwa przylgnęła do całej wioski. Mała karczma stała tam również za naszych czasów. Pod koniec był tam sklep".

Karczmy były drewniane, początkowo kryte strzechą. Karczmę budowano w postaci prostokąta. Składała się ona z izby karczemnej, alkierza, izdebki i sieni. Obok pod dachem był stan, czyli stajnie z wozownią. Z przodu karczmy było podsienie z przejazdem do stanu.. Głównym pomieszczeniem była izba szynkowa.

W przydrożnej karczmie podróżni znajdowali odpoczynek i poczęstunek, a konie nabierały siły do dalszej drogi.
Karczma początkowo była własnością Pana i to on czerpał z niej zyski. Właściciel wioski w celu zwiększenia dochodu z karczmy coraz częściej zastępował piwo, wino i miody gorzałką z własnej gorzelni.
W karczmie jadano najczęściej proste potrawy, takie jak: kapuśniak, bigos, pieczyste, jajecznica. Z zakąsek: kawałek wędzonej słoniny lub boczku, kiszony ogórek, chleb, śledzie.

Z biegiem czasu, gdy Pan zorientował się, że karczma przynosi zyski zaczęły powstawać w Galicji karczmy na przedmieściach i rynkach miasteczek oraz we wsiach.
Właściciel wsi często wydzierżawiał karczmę tzw. arendarzowi, którym był zazwyczaj Żyd.

W Milnie stała karczma na Huku na styku Kamionki z Krasowiczyną. Karczma ta znajdowała się blisko dworu a także w pobliżu pańskiej gorzelni, która znajdowała się w miejscu, gdzie później wybudował się p. Różański. Łąki za Różańskim nazywano"Za Gorzelnią". Właścicielem karczmy był Żyd Zamojra, którego żona była zaprzyjaźniona z żoną Hwetka Andruchowa ,Marią zd Mazur. Andruchow był buchalterem we dworze.
Żona karczmarza "była inna", jak o niej mówiono w Milnie. Ubierała się inaczej niż kobiety we wsi i miała inny sposób bycia. Była bardzo inteligentna. To od niej żona Hwetka uczyła się ogłady.

Po I wojnie karczmę tę rozebrano a cegłę kupili milnianie m.in. Wiktor Botiuk, który na
Kamionce wybudował z tej cegły dom. Po wojnie plac, na którym stała karczma nazywano -Karczmisko.
Dzieci z Kamionki z sąsiedztwa z karczmą chętnie bawiły się w gruzach starej karczmy, bo tam można było zawsze coś wygrzebać a to drewnianą łyżkę a to jakieś szkiełko.


Adolf Głowacki w swojej książce pisze:

"W Milnie też była duża karczma z miejscami noclegowymi. Zatrzymywali się w niej podróżni różnych nacji i stanów. Stała na Huku, na styku Kamionki z Krasowiczyną.
Ludność u zatrzymujących się wędrownych handlarzy nabywała sukno, tkaniny, ozdoby i różne wyroby sprzętu domowego. W ruinach któregoś z wcieleń karczmy, jeszcze po I wojnie odgrywano przedstawienia teatralne. W tej karczmie przed I wojną, często siadywał mój pradziadek Justyn Głowacki, który był zastępcą wójta. Widocznie już wówczas wiele spraw
załatwiało się w oparciu o szynkwas( dziś bufet)."

Na mapie z roku 1855 zaznaczone są 2 karczmy w Milnie: jedna na Kamionce- Huk a druga na końcu Podlisek od strony Blichu za młynem.
"Skorowidz dóbr tabularnych w Galicji z wielkim księstwem Krakowskim z roku 1890" podaje, że w Milnie były 2 karczmy.

Jakub Kazimierz Haur /1632-1709/ pisze: "Karczmarz ma być ludzki, każdemu uprzejmy i dogodny(...) ma mieć muzykę zwyczajną: dudę i skrzypce, którym tanecznicy płacą".

Dopóki funkcjonowała pańszczyzna, Pan dbał ażeby chłop nie wstawał rano skacowany, po jej zniesieniu karczmy powstawały jak grzyby po deszczu, bo przynosiły Panu zyski a pracowali dlań robotnicy najemni.
Przy stole zawierało się interesy. Wzrosło pijaństwo wśród chłopów i zubożenie niejednego gospodarstwa. Zaczęła się emigracja.

Zaczęły pojawiać się przysłowia ludowe dot. Karczmy:
"Gdzie Pan Bóg kościół buduje, tam diabeł karczmę stawia"
"Co karczma to stój; co woda to pój"
"Kto karczmę minie, nogę wywinie".

We wsi budynek karczmy pełnił funkcję wyszynku, miejsce spotkań i zabaw miejscowej ludności. W karczmie można było dokonać transakcji handlowej i służyła ona zarówno prostaczkom jak i możnym panom. Często przy stole zasiadali szlachcice i chłopi w myśl powiedzenia
"W karczmie nie masz Pana"
Ponieważ każda karczma przynosiła pokaźne zyski propinacyjne właścicielowi, dlatego stanowiła szczególne zainteresowanie dworu.

Do karczmy wszyscy ciągnęli, było tam bardzo gwarno. Przeważnie zwracano się do siebie kumie. Starsi dowiadywali się tam nowin ze wsi i ze świata.
W karczmie odbywały się zebrania wiejskie, narady wójtów oraz sądy, zawsze zakończone piciem gorzałki. Nieraz dochodziło do bójek chłopskich.
Starsi siedzieli za stołem przy wódce i piwie a młodsi stawali po bokach, gdy nie było miejsca i przysłuchiwali się jak radzono. Nie żałowano trunku dla młodzieży.

W Minie-Kamionka był szynk u żyda Polaka nr3, koła mostka łączącego Bukowinę i Kamionkę. Tam można było o każdej porze dnia i nocy kupić wódkę lub piwo. Towar Żyd dawał na procent bez pieniędzy.
Często do Franciszka Barana / wójta / przychodził wieczorem Mikołaj Krąpiec, mężczyzna z długimi, podkręconymi wąsami, w długim korzuchu mówiąc "Franek pójdziemy do Polaka?". Gdy Franciszek nie zdążył jeszcze obrządku zwierząt on czekał siedząc na ławce w chacie. Krąpiec zawsze miał pieniądze, bo naprawiał złamania i skręcenia.

Na Bukowinie miaszkał żyd Leizer Sigal / Wuzer/ nr 2, który posiadał w swoim domu piwo. Miał on piwnicę wykutą w zboczu, która była wewnątrz wyłożona kamieniami. W niej trzymał piwo Buskie i Lwowskie. W niedzielę starsza młodzież przychodziła do niego do domu. Wuzer zapraszał do dużego pokoju, rozkładał stół i częstował piwem. Piwo zawsze było zimne.




Opracowała
Maria Zaleska Dec